[„Prawda" nr 137, 16 czerwca 1913 r.]
Na zjeździe stowarzyszenia lekarzy im. Pirogowa duże zainteresowanie i wiele dyskusji wywołała kwestia abortów, tj. wywoływania sztucznych poronień. Referent Liczkus przytoczył dane o nadzwyczaj szerokim rozpowszechnieniu spędzania płodu we współczesnych tak zwanych kulturalnych państwach.
W Nowym Jorku w ciągu jednego roku było 80 000 sztucznych poronień, we Francji bywa ich po 36 000 miesięcznie. W Petersburgu procent sztucznych poronień wzrósł w ciągu 5 lat więcej niż dwukrotnie.
Zjazd stowarzyszenia lekarzy im. Pirogowa powziął uchwałę, że pociąganie matki do odpowiedzialności karnej za sztuczne poronienie nigdy nie powinno mieć miejsca, lekarze zaś powinni być za to ścigani jedynie w razie „chęci zysku”.
W dyskusji większość, wypowiadając się za niekaralnością abortu, poruszała, rzecz naturalna, również zagadnienie tak zwanego neomaltuzjanizmu (sztuczne środki zapobiegające poczęciu) dotykając przy tym także społecznej strony sprawy. Na przykład pan Wigdorczik, według sprawozdania pisma „Russkoje Słowo”, oświadczył, że „środki zapobiegające poczęciu należy witać z uznaniem”, pan Astrachan zaś wołał zbierając burzliwe oklaski:
„Mamy namawiać matki do rodzenia dzieci po to, by je wypaczano w szkołach, by urządzano dla nich losowanie do wojska, by doprowadzano je do samobójstw!”
Jeśli prawdziwa jest wiadomość, że tego rodzaju deklamacja pana Astrachana wywołała burzliwe oklaski, to fakt ten nie dziwi mnie. Słuchaczami byli burżua, średni i drobni, o psychice mieszczańskiej. Czegóż więc oczekiwać od nich prócz najtrywialniejszego liberalizmu?
Ale z punktu widzenia klasy robotniczej chyba nie można znaleźć bardziej dobitnego wyrazu całej reakcyjności i całego ubóstwa „neomaltuzjanizmu socjalnego” niż przytoczone zdanie pana Astrachana.
„…Rodzić dzieci, ażeby je wypaczano…” Tylko po to? Dlaczegóż nie po to, ażeby lepiej, zgodniej, bardziej świadomie, bardziej zdecydowanie niż my walczyły przeciwko współczesnym warunkom życia, które wypaczają i doprowadzają do zguby nasze pokolenie??
Na tym właśnie polega zasadnicza różnica między psychiką chłopa, rzemieślnika, inteligenta, w ogóle drobnego burżua, a psychiką proletariusza. Drobny burżua widzi i czuje, że ginie, że życie staje się coraz trudniejsze, walka o byt coraz bardziej bezwzględna, że sytuacja jego samego i jego rodziny staje się coraz bardziej bez wyjścia. Jest to fakt bezsporny. I drobny burżua protestuje przeciwko niemu.
Ale jak protestuje?
Protestuje jako przedstawiciel klasy, która ginie beznadziejnie, która zwątpiła w swą przyszłość, klasy zahukanej i tchórzliwej. Nie ma rady, niechby chociaż było mniej dzieci, które cierpią wskutek naszej męki i katorgi, naszej nędzy i naszego poniżenia — oto krzyk drobnego burżua.
Świadomy robotnik jest nieskończenie daleki od tego punktu widzenia. Nie pozwoli on zaciemniać swej świadomości lamentami tego rodzaju, choćby one były nie wiadomo jak szczere i pełne uczucia. Tak jest, zarówno my, robotnicy, jak i masa drobnych przedsiębiorców pędzimy życie pełne ucisku i cierpień nie do zniesienia. Naszemu pokoleniu jest ciężej, niż było naszym ojcom. Ale pod jednym względem jesteśmy o wiele szczęśliwsi od naszych ojców. Nauczyliśmy się i szybko uczymy się walczyć — i to walczyć nie w pojedynkę, jak walczyli najlepsi spośród naszych ojców, nie w imię obcych nam wewnętrznie haseł burżuazyjnych frazesowiczów, lecz w imię własnych haseł, haseł własnej klasy. Walczymy lepiej niż nasi ojcowie. Dzieci nasze będą walczyć jeszcze lepiej i one zwyciężą.
Klasa robotnicza nie ginie, lecz rośnie, krzepnie, mężnieje, jednoczy się, uświadamia i hartuje w walce. Jesteśmy pesymistami, jeśli chodzi o pańszczyznę, kapitalizm i drobną produkcję, ale jesteśmy gorącymi optymistami, jeśli chodzi o ruch robotniczy i jego cele. Kładziemy już fundamenty pod nowy gmach, a dzieci nasze dokończą jego budowę.
Oto dlaczego — i tylko dlatego — jesteśmy bezwzględnymi wrogami neomaltuzjanizmu, tego prądu dla mieszczańskiej parki, zaskorupiałej i samolubnej, która mamrocze z przerażeniem: daj boże, żebyśmy sami jakoś przetrzymali, a dzieci to już lepiej nie trzeba.
Rozumie się, że to nam wcale nie przeszkadza domagać się bezwarunkowego zniesienia wszystkich ustaw ścigających abort lub rozpowszechnianie dzieł medycznych traktujących o środkach zapobiegawczych itp. Ustawy takie — to jedna wielka obłuda klas panujących. Ustawy te nie leczą bolączek kapitalizmu, lecz czynią je szczególnie złośliwymi, szczególnie ciężkimi dla uciskanych mas. Co innego — wolność propagandy medycznej i ochrona elementarnych praw demokratycznych obywatela i obywatelki. Co innego zaś — społeczna teoria neomaltuzjanizmu. Świadomi robotnicy zawsze będą bezwzględnie walczyć z próbami narzucenia najbardziej postępowej, najsilniejszej, najbardziej gotowej do dokonania wielkich przeobrażeń klasie współczesnego społeczeństwa tej reakcyjnej i tchórzliwej teorii.