KPP – Komunikat wyborczy jedności robotniczo-chłopskiej

Komunikat wyborczy jedności robotniczo-chłopskiej

Towarzysze i towarzyszki !

W Łodzi złożona i zatwierdzona została lista pod nagłówkiem “Blok Proletariatu”.

Pod tą oszukańczą nazwą kryje się f a s z y z m.

Nie wierzcie oszukańczym informacjom prasy burżuazyjnej, że “Blok Proletariatu” jest listą komunistyczną. Tak stara się wmówić Wam burżuazja i jej usłużne pismaki, by zmylić czujność i posiać zamęt w szeregach robotniczych.

“Blok proletariatu” – to faszyzm.

Listą Antyfaszystowskiego Bloku Robotniczo-Chłopskiego do sejmu jest:

22 JEDNOŚĆ ROBOTNICZO-CHŁOPSKA 22

Ani jeden głos na faszystowską listę “ Bloku Proletariatu”.

Głosuj na 22. Jedność Robotniczo-Chłopska.

Ulotka drukowana

(Archiwum Wydziału Historii Partii KC PZPR)

(1930?)

Marsz Gwardii Ludowej

My ze spalonych wsi,
My z głodujących miast,
Za głód, za krew,
Za lata łez
Już zemsty nadszedł czas!
Za głód, za krew,
Za lata łez
Już zemsty nadszedł czas!

Więc zarepetuj broń
I w serce wroga mierz!
Dudni nasz krok,
milionów krok,
Brzmi partyzancki śpiew.
Dudni nasz krok,
Milionów krok,
Brzmi partyzancki śpiew.

Gdy padniesz w polu, hen
Drzewa zaszumią w takt.
O, jak to pięknie
I jak to prosto
za wolną Polskę umierać tak.
O, jak to pięknie
I jak to prosto
Za wolną Polskę umierać tak.

Więc naprzód, Gwardio marsz!
Świat płonie wokół nas
I zadrży wróg
I zginie wróg
Z ręki ludowych mas!
I zadrży wróg
I zginie wróg
Z ręki ludowych mas!

Lenin – Piąty międzynarodowy zjazd w sprawie walki z prostytucją


Piąty międzynarodowy zjazd w sprawie walki z prostytucją.

W Londynie niedawno odbył się „piąty międzynarodowy zjazd w sprawie walki z handlem dziewczętami”.

Poruszyły się hrabiny, księżne, biskupi, pastorzy, rabini, urzędnicy policyjni, oraz wszelkiego rodzaju filantropi burżuazyjni! Ile było uroczystych obiadów i wspaniałych przyjęć oficjalnych! Ile uroczystych mów o tym, jak szkodliwą i ha­niebną jest prostytucja!

Jakich więc środków walki domagali się ci wyborowi burżuazyjni delegaci zjazdu? Głównie dwuch środków: religji i policji.

Są to rzekomo najbardziej pewne i niezawodne środki przeciwko prostytucji. Pewien delegat angielski, jak donosi korespondent londyński lipskiej „Gazety Ludowej”, chwalił się tym, że przeprowadzał on w parlamencie karą cielesną dla stręczycieli nierządu. Oto jak wygląda współczesny „cywili­zowany” bohater walki z prostytucją!

Pewna dama z Kanady zachwycała się policją i kobie­cym dozorem policyjnym nad kobietami „upadłemi”, a w kwestji zwiększenia płacy zarobkowej zaznaczyła, że robot­nice nie zasłużyły na lepszę płacę zarobkową.

 Pewien pastor niemiecki piętnował materjalizm współ­czesny, który się jakoby coraz bardziej szerzy wśród ludu i przyczynia się do szerzenia się wolnej miłości.

Gdy delegat austrjacki Hertner spróbował poruszyć sprawę społecznych przyczyn istnienia prostytucji, biedy i nę­dzy rodzin robotniczych, wyzysku pracy dzieci, ciężkich nie do zniesienia warunków mieszkaniowych i t. d. — wówczas wrogiemi okrzykami zmuszono mówcę do przerwania mowy!

 Lecz za to o osobach dobrze urodzonych opowiadano – wśród delegatów — rzeczy pouczające i uroczyste. Gdy, naprzyklad; cesarzowa niemiecka zwiedza jakiś zakład położniczy w Berlinie, wtedy matkom „nieprawych” dzieci nakładają obrączki — aby nie zgorszyć tej wielkiej damy widokiem nieślubnych matek!!

 Możemy z tego wnioskować, jaka wstrętna obłuda burżuazyjna panuje na tych arystokratyczno-burżuazyjnych kongresach. Kuglarze dobroczynności i policyjni obrońcy znęcania się nad nędzą i biedą zbierają się dla „walki z prostytucją“ którą podtrzymują właśnie arystokracja i burżuazja.

Raboczaja Prawda”” 1 z 13 lipca 1913 r. Za podpisem W.

Lenin – O czystce partii

20 września 1921 roku [1] Opublikowane w: gazecie "Prawda" nr 210, 21 września 1921 r.

Czystka partii przekształciła się – jak widać – w pracę poważną i niezwykle doniosłą.

Są miejscowości, w których partię oczyszcza się głównie w oparciu o doświadczenie, o wskazania bezpartyjnych robotników – kierując się ich wskazaniami, licząc się z przedstawicielami bezpartyjnych mas proletariackich. To właśnie jest najcenniejsze, najważniejsze. Gdyby się nam rzeczywiście udało w taki sposób oczyścić partię od góry do dołu, “bez względu na osoby” – byłaby to istotnie olbrzymia zdobycz rewolucji.

Albowiem zdobycze rewolucji nie mogą być obecnie takie same, jak przedtem. Charakter ich zmienia się nieuchronnie w związku z tym, że z frontu wojennego przechodzimy na front gospodarczy, że przystępujemy do realizowania nowej polityki ekonomicznej, że obecne warunki wymagają przede wszystkim podniesienia wydajności pracy, podniesienia dyscypliny pracy. W takim okresie główną zdobyczą rewolucji staje się skromna, nie rzucająca się w oczy, zrazu niewidoczna poprawa wewnętrzna: sprawniejsza praca, lepsza organizacja pracy, lepsze wyniki; poprawa wyrażająca się w walce z wpływami żywiołu drobnomieszczańskiego i drobnomieszczańsko-anarchistycznego, działającymi rozkładowo zarówno na proletariat, jak i na partię. Aby osiągnąć taką poprawę, trzeba oczyszczać partię od elementów, które odrywają się od mas (nie mówiąc już, rzecz jasna, o elementach hańbiących partię w oczach mas). Oczywiście, nie podporządkujemy się wszystkim wskazaniom mas, ponieważ masy również ulegają niekiedy – zwłaszcza w latach wyjątkowego zmęczenia i wyczerpania na skutek nadmiernych trudności i cierpień – nastrojom bynajmniej nie postępowym. Jeśli jednak idzie o ocenę ludzi, o negatywne ustosunkowanie się do tych, którzy “wśliznęli się”, “zakomisarzyli się”, “zbiurokratyzowali się” – wskazania bezpartyjnych mas proletariackich, a w wielu wypadkach również bezpartyjnych mas chłopskich, są niezwykle cenne. Masy pracujące z ogromnym wyczuciem odróżniają członków partii uczciwych i oddanych od takich, którzy budzą wstręt w każdym, kto w pocie czoła zdobywa chleb, kto nie ma żadnych przywilejów, żadnych “chodów”.

Oczyszczać partię uwzględniając wskazania bezpartyjnych ludzi pracy – to wielka rzecz. Da nam to poważne wyniki. Uczyni to partię awangardą klasy znacznie silniejszą niż poprzednio, awangardą mocniej związaną z klasą, awangardą mającą większe możliwości prowadzenia klasy do zwycięstwa wśród mnóstwa trudności i niebezpieczeństw.

Jako na specjalne zadanie związane z czystką partii wskazałbym jeszcze na konieczność oczyszczania jej od byłych mienszewików. Spośród mienszewików, którzy do partii wstąpili później niż na początku 1918 roku, należałoby, moim zdaniem, pozostawić w przybliżeniu najwyżej setną ich część, a i to po trzykrotnym i czterokrotnym sprawdzeniu. Dlaczego? Dlatego, że w latach 1918-1921 uzewnętrzniły się dwie właściwości kierunku mienszewickiego: po pierwsze – mistrzowska umiejętność przystosowywania się, “przylepiania się” do panującego wśród robotników kierunku; po drugie – jeszcze bardziej mistrzowska umiejętność służenia całym sercem białogwardzistom, służenia im czynem, przy jednoczesnym odżegnywaniu się od nich w słowach.


Obie te właściwości wynikają z całej historii mienszewizmu: wystarczy wspomnieć akselrodowski “zjazd robotniczy”, stosunek mienszewików do kadetów (i do monarchii) w słowach i w czynie itd. itp. Mienszewicy “wślizgują się” do szeregów RKP nie tylko i nawet nie tyle wskutek machiawelizmu (choć jeśli idzie o metody burżuazyjnej dyplomacji, mienszewicy poczynając już od 1903 r. dowiedli, że są pierwszorzędnymi specjalistami w tej dziedzinie), ile wskutek swej “zdolności do przystosowywania się”. Każdego oportunistę cechuje zdolność do przystosowywania się (jednakże nie każda zdolność przystosowywania się jest oportunizmem) i mienszewicy, jako oportuniści, przystosowują się – że tak powiem – “z zasady” do panującego wśród robotników kierunku, przemalowują się na kolor ochronny, niczym zając, który zimą staje się biały. Tę właściwość mienszewików trzeba znać i wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski. A wyciągnąć odpowiednie wnioski – znaczy oczyścić partię od mniej więcej dziewięćdziesięciu dziewięciu setnych ogólnej liczby mienszewików, którzy wstąpili do RKP po 1918 roku, tj. wtedy, kiedy zwycięstwo bolszewików zaczęło stawać się początkowo prawdopodobne, a następnie niewątpliwe.

Trzeba oczyścić partię od oszustów, od zbiurokratyzowanych, nieuczciwych, chwiejnych członków partii oraz od mienszewików, którzy przemalowali “fasadę”, lecz w duszy pozostali mienszewikami.

 

______

Przypis:

[1] Oczyszczanie szeregów partii w 1921 roku zostało przeprowadzone w drugiej połowie 1921 roku na mocy uchwały X Zjazdu partii. W wyniku czystki usunięto z partii około 170 000 osób, tzn. mniej więcej 25 procent ogółu członków partii.

Marks – Mowa o zagadnieniu wolnego handlu

Wygłoszona przez Karola Marksa dnia 9 stycznia 1848 r. w Towarzystwie Demokratycznym w Brukseli 


Panowie!

Zniesienie praw zbożowych w Anglii jest największym tryumfem, jaki wolny handel odniósł w XIX wieku. We wszystkich krajach, w których fabrykanci mówią o wolnym handlu, mają oni na względzie głównie wolny handel zbożem lub w ogóle surowcami. <<Obkładać cłami ochronnymi zagraniczne zboże jest rzeczą haniebną, znaczy to spekulować głodem ludu>>.

Tani chleb, wysokie place, cheap food, high wages — oto jedyny cel, na który free-traders [zwolennicy wolnego handlu] w Anglii wydali miliony, a ich zapał ogarnął także ich współbraci ze stałego lądu. W ogóle, jeżeli chce się wolnego handlu, to chce się go po to, ażeby polepszyć położenie klasy pracującej.

Ale rzecz dziwna! lud, któremu za wszelką cenę pragną dostarczyć taniego chleba, jest bardzo niewdzięczny. Tani chleb jest tak samo osławiony w Anglii, jak tani rząd we Francji. Lud widzi w ludziach pełnych poświęcenia, w takim Bowringu, Brighcie itp., swoich największych wrogów i najbezwstydniejszych obłudników.

Każdy wie, że walka między liberałami a demokratami zwie się w Anglii walką pomiędzy free-traders [zwolennikami wolnego handlu] a czartystami.

Przypatrzmy się tylko, w jaki to sposób angielscy zwolennicy wolnego handlu dowiedli ludowi, że ożywieni byli szlachetnymi dla niego uczuciami.

Oto, co mówili oni do robotników fabrycznych:

Cło na zboże jest podatkiem nakładanym na płacę roboczą; podatek ten płacicie wielkim właścicielom ziemskim, tym arystokratom średniowiecznym; jeśli położenie wasze jest opłakane, to winna jest temu drożyzna najniezbędniejszych artykułów żywnościowych.

Robotnicy ze swej strony pytali fabrykantów:

Jak się to dzieje, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat, kiedy nasz przemysł doszedł do największego rozwoju, nasza płaca robocza spadła w znacznie szybszym stosunku, niż podniosła się cena zboża?

Podatek, który jak wy utrzymujecie, my płacimy właścicielom ziemskim, wynosi około 3 pensów tygodniowo od robotnika. A przecież płaca tkacza ręcznego zeszła z 28 szylingów tygodniowo na 5 szylingów w okresie od roku 1815 do 1843; płaca zaś tkacza przy maszynie spadła od 1823, do 1843 r. ,z 20 szylingów do 8 szylingów na tydzień.

A przez cały ten czas podatek, któryśmy płacili właścicielom ziemskim, nie przekraczał nigdy trzech pensów. Potem zaś, gdy w roku 1834 chleb był bardzo tani, a interesy handlowe szły nader

pomyślnie, coście nam wówczas mówili? Że wy jesteście nieszczęśliwi, wynika to stąd, iż za wiele płodzicie dzieci i wasze małżeństwo jest płodniejsze od waszego rzemiosła.

Są to wasze własne słowa, którymiście wtedy do nas przemawiali, i poszliście wydawać nowe ustawy o ubogich i budować nowe domy pracy, owe bastylie dla proletariatu.

Na to fabrykanci odpowiadali:

Macie, panowie robotnicy, słuszność; płacę roboczą określa nie tylko cena zboża, ale jeszcze i konkurencja między ubiegającymi się o pracę rękami roboczymi.

Lecz zważcie dobrze jedną okoliczność: że nasza gleba składa się tylko ze skał i ławic piasku. Wszak nie wyobrażacie sobie chyba, aby można było siać zboże w doniczkach do kwiatków! Gdybyśmy jednakże, zamiast trwonić swój kapitał i pracę na uprawę ziemi zgoła nieurodzajnej, porzucili rolnictwo, a oddali się wyłącznie przemysłowi, wówczas cała Europa zwinęłaby swoje fabryki i Anglia stałaby się jednym wielkim miastem fabrycznym, dla którego reszta Europy byłaby jego prowincją rolniczą.

A kiedy fabrykant przemawia w ten sposób do własnych robotników, to jego znów zagaduje drobny kupiec, tak do niego mówiąc:

Lecz jeżeli zniesiemy ustawy zbożowe, to nasze rolnictwo wprawdzie zrujnujemy, ale nie zmusimy przez to innych krajów, aby zaopatrywały się w towary z naszych fabryk, a zwinęły swoje.

Cóż z tego wyniknie? Ja stracę klientów, których mam teraz na wsi, a handel wewnętrzny utraci swój rynek.

Fabrykant odwraca się tyłem do robotnika i odpowiada sklepikarzowi:

Co do tej sprawy, to już nam to zostaw. Skoro cło na zboże zostanie już zniesione, będziemy mieli zza granicy zboże tańsze. Obniżymy potem płacę roboczą, która jednocześnie pójdzie w górę w innych krajach — tych, skąd sprowadzamy zboże.

A w ten sposób, oprócz zysków, które już ciągniemy, będziemy

mieli jeszcze zysk z obniżonych płac roboczych i dzięki całej tej naszej przewadze zmusimy kontynent, by u nas kupował.

Ale teraz wtrącają się do dyskusji dzierżawca i robotnik wiejski: .

— A my — wołają— co się z nami stanie?

Czyż mamy wydać wyrok śmierci na rolnictwo, z którego żyjemy? Czyż mamy pozwolić, ażeby nam grunt spod nóg usunięto?

Za całą odpowiedź Anti-corn-law league1 zadowoliła się tym, że wyznaczyła nagrody za trzy najlepsze prace o zbawiennym wpływie zniesienia ustaw zbożowych na rolnictwo angielskie.

Nagrody te otrzymali pp. Hope, Morse i Greg2, których rozprawy w tysiącach egzemplarzy rozrzucono po wsiach.

Jeden z tych nagrodzonych usiłuje dowieść, że ani dzierżawca, ani robotnik rolny nie będą stratni wskutek swobodnego przywozu zboża zza granicy, że straci na tym tylko właściciel ziemski.

Angielski dzierżawca — woła ów nagrodzony — nie potrzebuje obawiać się zniesienia ustaw zbożowych, gdyż żaden kraj nie może produkować tak dobrego i taniego zboża jak Anglia.

Gdyby więc nawet cena zboża spadła, nie mogłoby to wam wyjść na szkodę, zniżka ta bowiem dotknęłaby tylko renty, która by się zmniejszyła, ale bynajmniej nie zysku od kapitału ani też płacy roboczej, które by zostały niezmienione.

Drugi laureat, p. Morse, utrzymuje przeciwnie, że po zniesieniu ustaw zbożowych cena zboża pójdzie w górę. Zadaje on sobie niesłychanie wiele pracy, aby udowodnić, że cła ochronne nie zdołały nigdy zapewnić zbożu cen bardziej korzystnych.

Na poparcie tego twierdzenia swego przytacza fakt, że za każdym razem, gdy przywożono zboże zza granicy, cena zboża w Anglii wydatnie szła w górę, a gdy go przywożono mało, niezmiernie spadała. Laureat zapomina, że nie przywóz zboża był przyczyną jego wysokiej ceny, ale wysokie ceny przyczyną przywozu.

I wprost przeciwnie do swego współnagrodzonego twierdzi, że każda zwyżka w cenach zboża wychodzi na dobre dzierżawcy i robotnikowi, nie zaś właścicielowi.

Trzeci laureat, p. Greg, który jest wielkim fabrykantem i którego książka zwraca się do klasy wielkich dzierżawców, takimi bredniami kwestii tej zbyć nie mógł. Używa on języka bardziej naukowego.

Przyznaje, że ustawy zbożowe tylko dlatego podnoszą rentę, że podwyższają ceny zboża, i że podwyższają ceny zboża tylko dlatego, że zniewalają kapitał brać się do uprawy gorszych gruntów, a to się tłumaczy bardzo prosto.

W miarę jak ludność wzrasta, jeżeli obce zboże nie może dostać się do kraju, okazuje się konieczne przystępować do uprawy gruntów mniej urodzajnych, która to uprawa wymaga większych kosztów, a przeto jej plony są też droższe.

Ponieważ wszystko tak wyprodukowane zboże musi znaleźć nabywców, jego cena z konieczności regulować się będzie według kosztów produktu otrzymanego na gruntach gorszych. Różnica pomiędzy tą ceną a kosztami produkcji na lepszych gruntach stanowi właśnie rentę.

Jeżeli tedy, wskutek zniesienia ustaw zbożowych, cena zboża, a więc i renta spadnie, to stanie się to dlatego, że gorszych gruntów nie będzie się już uprawiało. W ten sposób zniżka renty pociągnie za sobą nieuchronnnie ruinę pewnej części dzierżawców.

Uwagi te były konieczne, aby zrozumieć język p. Grega.

Drobni dzierżawcy — mówi on — którzy nie będą w stanieutrzymać się przy rolnictwie, znajdą przytułek w przemyśle. Co siętyczy wielkich dzierżawców, to ci muszą przy tym zyskać. Bo albowłaściciele zmuszeni będą sprzedać im ich grunty nader tanio, alboteż zawierane z nimi kontrakty dzierżawne staną się bardzo długoterminowe. To pozwoli im włożyć w ziemię większe kapitały, zastosować na większą skalę maszyny i przez to oszczędzić sobie pracyręcznej, która zresztą będzie wtedy tańsza wskutek ogólnej zniżkipłac roboczych, tego bezpośredniego następstwa zniesienia ceł na zboże.

Doktor Bowring udzielił tym wszystkim argumentom święceń religijnych zawoławszy na pewnym mityngu publicznym: <<Jezus Chrystus jest to wolny handel; wolny handel jest to Jezus Chrystus>>.

Łatwo zrozumieć, że cała ta obłuda nie zdolna była sprawić, aby robotnicy zasmakowali w tanim chlebie.

Zresztą jakże to robotnicy mogli byli zrozumieć tutaj nagłą filantropię fabrykantów — ludzi zajętych właśnie jeszcze zwalczaniem

ustawy o dziesięciogodzinnym dniu pracy, która to ustawa miała zredukować dzień pracy robotnika fabrycznego z dwunastu do dziesięciu godzin!

Aby dać wam pojęcie o filantropii owych fabrykantów, przypomnę wam, panowie, regulamin przyjęty we wszystkich tych fabrykach.

Każdy fabrykant ma na swój użytek prywatny istny kodeks karny, wyznaczający kary za wszelkie umyślne i nieumyślne wykroczenia; robotnik płaci na przykład tyle a tyle, jeżeli miał nieszczęście usiąść na krześle, jeżeli szepce, śmieje się, rozmawia, spóźnia się o kilka minut, jeżeli jakaś część maszyny się złamie, jeżeli zrobione przezeń rzeczy nie są wymaganego gatunku itd., itd. Kary bywają zawsze większe, niż wynosi rzeczywiście wyrządzona przez robotnika szkoda. Aby zaś dać robotnikowi jak najwięcej okazji do ściągnięcia na siebie kary, posuwa się naprzód zegar fabryczny, daje się złe surowce, a wymaga się, aby robotnik wyrabiał z nich dobry produkt. Usuwa się majstra

nie dosyć zręcznie umiejącego powiększać liczbę wykroczeń.

Widzicie więc, panowie, że to ustawodawstwo domowe stworzone jest w tym celu, ażeby powodować wykroczenia, a do wykroczeń daje się robotnikom okazje po to, aby na nich zarabiać pieniądze. Tak to więc fabrykant używa wszelkich środków, by zmniejszyć nominalną płacę roboczą i ciągnąć zyski nawet z takich wypadków, które niezależne są od woli robotnika.

I oto ci fabrykanci są tymi samymi filantropami, którzy chcieli wmówić w robotników, iż gotowi są ponieść olbrzymie wydatki na polepszenie bytu tychże robotników.

Tak więc, z jednej strony, obcinają oni płacę roboczą za pomocą regulaminów fabrycznych w sposób najbardziej drobnostkowy, a z drugiej strony, ponoszą największe ofiary, aby tę płacę podnieść za pomocą Anti-corn-law league [Ligi Antyzbożowej].

Budują kosztowne pałace, gdzie Liga ta ma poniekąd siedzibę urzędową; rozsyłają całą armię misjonarzy do wszystkich miejscowości w Anglii, ażeby głosili religię wolnego handlu; drukują, i rozdają darmo całe tysiące broszur, aby wytłumaczyć robotnikom ich własny interes; wydają niesłychane sumy, by pozyskać dla swej sprawy prasę; organizują wielki aparat administracyjny do kierowania ruchem wolnohandlowym i rozwijają całe bogactwo swej wymowy na mityngach publicznych. Na jednym z takich mityngów właśnie pewien robotnik wykrzyknął:

<<Gdyby właściciele ziemscy sprzedawali nasze kości, to wy, fabrykanci, pierwsi byście je kupowali, aby je wrzucać do młynów parowych i mąkę z nich wyrabiać>>.

Robotnicy angielscy wybornie zrozumieli znaczenie walki pomiędzy właścicielami ziemskimi a kapitalistami przemysłowymi. Wiedzą oni dobrze, iż chciano obniżyć cenę na chleb, aby obniżyć płace robocze i zwiększyć zysk przemysłowy o tyle, o ile by spadła renta.

Ricardo, apostoł angielskich zwolenników wolnego handlu, najwybitniejszy ekonomista naszego stulecia, pod tym względem całkowicie zgadza się z robotnikami.

Mówi on w swym słynnym dziele o ekonomii politycznej: <<Gdybyśmy, zamiast produkować zboże u siebie, znaleźli jakiś nowy rynek, gdziebyśmy mogli nabywać je taniej, to w takim razie płaca robocza by spadła, a zyski by się zwiększyły. Potanienie produktów rolnych obniża płacę nie tylko robotników wiejskich, ale i wszystkich zatrudnionych w przemyśle i handlu>>.

A nie sądźcie, panowie, aby to było dla robotnika rzeczą zupełnie obojętną dostawać tylko cztery franki, ponieważ zboże jest tańsze, gdy przedtem dostawał pięć franków.

Czyż nie zmniejszyła się jego płaca w stosunku do zysku? I czyż nie jest to rzeczą oczywistą, iż jego położenie społeczne w porównaniu z położeniem kapitalisty pogorszyło się? A oprócz tego traci oni faktycznie.

Dopóki bowiem cena na zboże byłą wprawdzie wyższa, ale wyższa też była i płaca robocza, dopóty niewielka oszczędność na spożywanym przezeń chlebie wystarczała, by mógł pozwolić sobie na inne przyjemności; ale z chwilą gdy chleb, a wskutek tego i płaca robocza będą bardzo tanie, robotnik nie będzie już miał możności prawie nie oszczędzić na chlebie, by co innego nabyć.

Robotnicy angielscy dali do zrozumienia wolnohandlowcom, że nie dadzą się wyprowadzić w pole ich pozorami i kłamstwami, a jeżeli mimo to jednak połączyli się z nimi przeciwko właścicielom ziemskim, to w tym celu, ażeby zniszczyć ostatnie resztki feudalizmu i na przyszłość mieć do czynienia, z jednym tylko wrogiem. I robot nicy nie zawiedli się w swych rachubach, albowiem właściciele ziemscy, chcąc się zemścić na fabrykantach, wzięli stronę robotników w sprawie przeprowadzenia ustawy o dziesięciogodzinnym dniu pracy, której to ustawy robotnicy domagali się na próżno od lat trzydziestu, a która została uchwalona natychmiast po zniesieniu ustaw zbożowych.

Kiedy na kongresie ekonomistów doktor Bowring wyciągnął z kieszeni długą listę z wyliczeniem wszystkich sztuk bydła, wszystkich szynek, kurcząt, słoniny itd., itd., sprowadzonych do Anglii w celu spożycia ich, jak on mówił, przez robotników, to zapomniał niestety nadmienić, że właśnie w

owej chwili robotnicy z Manchesteru i innych miast fabrycznych wyrzuceni zostali na bruk przez rozpoczynający się kryzys.

Zasadniczo nie wolno nigdy zestawiać w ekonomii politycznej liczb z jednego tylko roku, aby z nich wyprowadzać ogólne prawa. Należy zawsze brać przeciętnie sześć do siedmiu lat — okres, w ciągu którego przemysł współczesny przechodzi rozmaite fazy pomyślności, nadprodukcji, zastoju, kryzysu i przebiega całkowity nieunikniony cykl swój.

Nie ulega wątpliwości, że gdy cena wszystkich towarów spadnie — a to właśnie jest nieuchronnym skutkiem wolnego handlu — będę mógł za franka kupić znacznie więcej rzeczy niż poprzednio. A frank robotnika wart jest tyle co każdy inny. A przeto wolny handel jest dla robotnika bardzo korzystny. Ma to wszystko tylko tę drobną niedogodność, że robotnik, zanim zamieni swego franka na inne towary, dokonał już naprzód zamiany swej pracy na kapitał. Gdyby on przy tej zamianie dostawał zawsze za tę samą pracę omawianego franka, a gdyby cena wszystkich innych towarów spadła, to na tej transakcji robotnik zawsze by zyskiwał. Trudność nie na tym polega, aby dowieść, że gdy cena wszystkich towarów spada, za te same pieniądze dostanę towarów więcej.

Ekonomiści mają zawsze na względzie cenę pracy w tym momencie, gdy ją się zamienia na inne towary. Ale pozostawiają zawsze na uboczu moment, w którym praca dokonywa swej wymiany na kapitał.

Skoro potrzeba będzie mniej wydatków, ażeby wprawić w ruch produkującą towary maszynę, wówczas rzeczy potrzebne do podtrzymania tej maszyny zwanej robotnikiem będą również tańsze. Skoro wszystkie towary tanieją, praca, która jest też towarem, również spadnie w cenie, a jak to zobaczymy później, ta praca-towar spadnie w cenie stosunkowo o wiele bardziej niż inne towary. I robotnik mający w dalszym ciągu zaufanie do argumentacji ekonomistów spostrzeże, iż frank

stopniał mu w kieszeni i pozostaje munie więcej nad pięć sous3. Na to ekonomiści wam powiedzą:

<<Owszem,przyznajemy, że konkurencja między robotnikami, która z pewnością nie zmniejszy się po wprowadzeniu wolnego handlu, nie omieszka dostosować płacę roboczą do najniższej ceny towarów. Lecz z drugiej strony, niska cena towarów powiększy spożycie: większe spożycie będzie wymagało większej produkcji, która pociągnie za sobą większy popyt na siły robocze, a za tym zwiększonym popytem pójdzie podwyżka płac roboczych.

Cała ta argumentacja sprowadza się do twierdzenia, że wolny handel pomnaża siły wytwórcze. Kiedy przemysł wzrasta, kiedy bogactwo, kiedy siły wytwórcze — kiedy, słowem, kapitał produkcyjny zwiększa popyt na pracę, to cena pracy, a więc płaca robocza również wzrasta. Najkorzystniejszą okolicznością dla robotnika jest wzrost kapitału. Z tym trzeba się zgodzić. Gdy kapitał znajduje się w fazie zastoju, przemysł nie tylko naprzód się nie posuwa, lecz się cofa, a wtedy robotnik pierwszy pada ofiarą tego; zginie on prędzej niż kapitalista. A jakiż los spotka robotnika, gdy kapitał wzrasta, a więc w tym stanie rzeczy, który, jak powiedzieliśmy, jest . dla robotnika najlepszy? I wtedy jest on również skazany na zagładę. Wzrost kapitału produkcyjnego pociąga za sobą koncentrację kapitałów i skupienie ich w niewielu rękach. Koncentracja kapitałów prowadzi do większego podziału pracy i większego zastosowania maszyn. Większy podział pracy usuwa potrzebę specjalizacji w pracy, a zastępując pracę wykwalifikowaną przez pracę, którą może wykonywać każdy, powiększa konkurencję robotników pomiędzy sobą.

Konkurencja ta tym bardziej się potęguje, że podział pracy sprawia, iż jeden robotnik może pracować za trzech. Maszyny dają ten sam rezultat na znacznie większą skalę. Wzrost kapitału produkcyjnego, zmuszając kapitalistów-przemysłowców do operowania środkami coraz to większymi, rujnuje przemysłowców drobnych i wtrąca ich w szeregi proletariatu. Następnie, ponieważ stopa procentowa obniża się w miarę nagromadzania się kapitałów, drobni rentierzy, nie mogąc już wyżyć ze swych rent, zmuszeni będą chwycić się przemysłu, aby powiększyć z czasem liczbę proletariuszy.

Wreszcie, im bardziej kapitał produkcyjny rośnie, tym bardziej jest on zmuszony do wytwarzania na rynek, którego potrzeb nie zna; im bardziej produkcja wyprzedza spożycie, tym bardziej podaż usiłuje wymusić popyt, co sprawia, że kryzysy stają się tym częstsze i głębsze. A z kolei każdy kryzys przyśpiesza centralizację kapitałów i powiększa kadry proletariatu.

Tak tedy w miarę jak kapitał produkcyjny wzrasta, konkurencja robotników pomiędzy sobą rośnie w znacznie większym .

stopniu. Wynagrodzenie za pracę zmniejsza się dla wszystkich, a brzemię pracy zwiększa się dla niektórych.

W roku 1829 było w Manchesterze 1088 przędzarzy, pracujących w 36 fabrykach. W 1841 r. było ich już tylko 448, a robotnicy ci obsługiwali o 53.353 wrzeciona więcej niż 1088 robotników z 1829 r. Gdyby praca ręczna zwiększyła się proporcjonalnie do siły wytwórczej, liczba robotników powinna była dojść do 1848-u, tak iż ulepszenia techniczne pozbawiły pracy 1100 robotników.

Odpowiedź ekonomistów znamy z góry. Powiadają oni, że ci ludzie pozbawieni pracy znajdą gdzie indziej zatrudnienie. Pan dr Bowring nie omieszkał przytoczyć, tego argumentu na kongresie ekonomistów, ale nie omieszkał też obalić sani siebie.

W 18354 r. p. dr Bowring wygłaszał w Izbie Gmin przemówienie w sprawie 50.900 tkaczy londyńskich, którzy od bardzo dawna już giną z głodu nie mogąc znaleźć tego nowego zajęcia, które im zwolennicy wolnego handlu w przyszłości dalszej zapowiadają.

Przytoczymy najbardziej znamienne ustępy z owego przemówienia dra Bowringa.

<<Nędza tkaczy ręcznych — mówił — jest nieuniknionym losem wszelkiej pracy, której łatwo się jest nauczyć, a którą w każdej chwili daje się zastąpić tańszymi środkami. Ponieważ w tym przypadku konkurencja między robotnikami jest niesłychanie duża, najdrobniejsze zmniejszenie się popytu wywołuje kryzys. Tkacze ręczni znajdują się niejako na obrzeżach ludzkiego istnienia. Jeszcze jeden krok dalej, a ich egzystencja staje się niemożliwa. Najmniejszy wstrząs wystarcza, by ich ku zgubie popchnąć. Rozwój techniki, który coraz bardziej usuwa pracę ręczną, w okresie przejściowym sprowadza nieuchronnie wiele czasowych cierpień. Dobrobyt narodu okupuje się niejakimi nieszczęściami jednostek. W przemyśle idzie się naprzód tylko kosztem maruderów; a z wszystkich wynalazków właśnie parowy warsztat tkacki najbardziej zaciążył nad losem tkaczy ręcznych; Już w wielu artykułach, które wyrabiano ręcznie, tkacze ponieśli klęskę, a czeka ich ona i przy wytwarzaniu wielu innych rzeczy dotąd robionych ręcznie.>>

<<Jestem w posiadaniu — mówi dalej — korespondencji generalnego gubernatora Indyj Przedgangesowych z Kompanią Wschodnio-Indyjską. Korespodencja ta dotyczy tkaczy z, okręgu dakkijskiego. Gubernator powiada w swych listach: Przed kilkoma laty Kompania otrzymywała sześć do ośmiu milionów sztuk perkalu wyrabianego na miejscowych krosnach ręcznych; popyt nań stopniowo się zmniejszał i spadł do jakiegoś miliona sztuk. W chwili obecnej popyt ten prawie zupełnie ustał. Co więcej, w roku 1800 Ameryka Północna sprowadziła z Indyj prawie 800.000 sztuk perkalu; w 1830 r. nie sprowadziła ich nawet i 4000. A wreszcie, w 1800 r. załadowano na przewóz do Portugalii milion sztuk perkalu; w 1830 r. Portugalia otrzymała ich nie więcej niż jakieś 20.000>>.

<<Sprawozdania o nędzy tkaczy hinduskich są przerażające. Skąd te ich nieszczęścia powstały? Stąd, że na rynku zjawiły się produkty angielskie, że perkal wyrabiać zaczęto na parowych warsztatach tkackich>>.

<<Wielka liczba tkaczy zginęła z nędzy; reszta przeszła do innych zajęć, zwłaszcza też do prac rolnych. Nie umieć zmienić swojego zajęcia było wyrokiem śmierci. A w chwili obecnej okręg dakkijski jest zalany angielskimi tkaninami i angielską przędzą. Muślin dakkijski, słynny w całym świecie ze swej piękności i trwałości, konkurencji maszyn angielskich również wytrzymać nie zdołał. W całych dziejach przemysłu trudno byłoby znaleźć takie wielkie cierpienia jak te, które musiały znieść z tego powodu całe klasy ludności w Indiach wschodnich>>.

Mowa p. dra Bowringa jest o tyle znamienniejsza, że przytoczone w niej fakty są ściśle prawdziwe, a frazesy, którymi stara się je maskować, mają charakter obłudy cechującej wszystkie takie przemówienia zwolenników wolnego handlu. Mówi on o robotnikach jako o pewnych środkach produkcji, które należy zastępować środkami produkcji tańszymi. Udaje, że w pracy, o której mówi, widzi pracę zupełnie wyjątkową, a w maszynie, która zdruzgotała tkaczy, zupełnie również wyjątkową maszynę. Zapomina, że nie ma takiej pracy ręcznej, która by nie mogła podzielić lada dzień losu tkactwa.

<<W rzeczy samej, stałym celem i dążeniem wszelkich ulepszeń technicznych jest to, aby się całkowicie obchodzić bez ludzi lub by zmniejszyć ich płacę zastępując dorosłych robotników kobietami i dziećmi albo też pracę robotników wykwalifikowanych pracą zwyczajnych wyrobników. W większej części przędzalni zwanych po angielsku throstle-mills (które pracują za pomocą maszyn do czesania przędzy) doglądają wrzecion wyłącznie szesnastoletnie i młodsze dziewczęta. Wprowadzenie automatycznej maszyny tkackiej na miejsce maszyny zwykłej pociągnęło za sobą ten skutek, że większość przędzarzy zwolniono, a zatrzymano dzieci i młodocianych>>.

Słowa te, wypowiedziane przez najbardziej zapalonego zwolennika wolnego handlu, p. dra Ure, mogą służyć za uzupełnienie wyznań p. dra Bowringa. Pan Bowring mówi o pewnych cierpieniach indywidualnych i jednocześnie powiada, że te cierpienia indywidualne przyprawiają o zgubę całe klasy; mówi o bólach czasowych okresu przejściowego, i jednocześnie, mówiąc to, nie ukrywa, że te bóle przejściowe były dla większości przejściem od życia do śmierci, a dla reszty przejściem z lepszego położenia do gorszego. Jeśli mówi on dalej, iż te nieszczęścia robotników są nieodłącznie związane z postępem przemysłu i konieczne dla dobrobytu narodowego, rnówi przez to po prostu, że nieodzownym warunkiem dobrobytu klasy burżuazyjnej jest nieszczęście klasy pracującej.

Cała pociecha, której p. Bowring obficie użycza ginącym robotnikom, i w ogóle cała stworzona przez zwolenników wolnego handlu teoria rekompensaty da się sprowadzić do następujących twierdzeń:

Wy, robotnicy, którzy giniecie tysiącami, nie poddawajcie, się rozpaczy. Możecie zupełnie spokojnie umierać. Klasa wasza nie zginie. Będzie ona zawsze dość liczna po temu, ażeby kapitał mógł ją dziesiątkować bez obawy o jej wyginięcie. Zresztą, jakże to chcecie, aby kapitał można było z pożytkiem zużytkować, gdyby się on nie troszczył o zapewnienie sobie zawsze tego materiału do wyzysku — robotników, by ich od nowa wciąż eksploatować?

Ale też po co uważać jeszcze za zagadnienie do rozwiązania ową kwestię wpływu, jaki na położenie klasy robotniczej wywrze wprowadzenie w życie wolnego handlu? Wszystkie prawa, które sformułowali ekonomiści od Quesnaya do Ricarda, opierają się na założeniu, że przeszkody, które krępują jeszcze wolny handel, już przestały istnieć. Prawa te znajdują dla się potwierdzenie w miarę tego, jak wolny handel wchodzi w życie.

Pierwsze z tych praw głosi, że konkurencja sprowadza cenę każdego towaru do minimalnych kosztów jego wyprodukowania. Tak więc minimum płacy roboczej — to naturalna cena pracy. A co to jest minimum płacy roboczej? Jest to właśnie tyle, ile potrzeba, aby wyprodukować rzeczy nieodzowne do podtrzymania egzystencji robotnika, do dania mu możności wyżywienia się z biedą i jakiego takiego rozmnażania się.

Nie sądźmy, że dlatego robotnik będzie otrzymywał zawsze tylko to minimum płacy, ani nie sądźmy, że to minimum będzie otrzymywał zawsze.

Nie, według tego prawa klasa robotnicza będzie niekiedy szczęśliwsza. Będzie miewała czasem więcej niż owo minimum; ale ta nadwyżka stanowić będzie tylko wyrównanie tego, co będzie ona miewać mniej niż minimum w czasach stagnacji w przemyśle. Znaczy to, że biorąc pewien periodycznie powracający okres czasu w tym kręgu, który przemysł zatacza przechodząc kolejno przez fazy stanu kwitnącego, nadprodukcji, zastoju , tudzież kryzysu, podliczywszy wszystko to, co klasa robotnicza miewa więcej lub mniej od owego koniecznego minimum, przekonamy się, że na

ogół ani mniej, ani więcej niż to minimum ona nie dostaje, czyli że przechodząc tyle nędzy, tyle nieszczęść i zostawiając tyle trupów na polu bitwy przemysłowej, utrzymuje się ona jednak jako klasa. Więc o czymż tutaj mówić? Klasa trzyma się ciągle, a nawet — co więcej — liczbowo się powiększa.

Lecz to jeszcze nie wszystko. Postęp w przemyśle dostarcza tańszych środków utrzymania. W ten sposób wódka zastąpiła piwo, bawełna— wełnę i płótno, ziemniaki — chleb.

Skoro się tedy zawsze znajduje sposoby wyżywienia robotników przy pomocy tańszych i lichszych produktów, to minimum płacy wciąż się zmniejsza. Zaczęło się od tego, że za płacę roboczą człowiek pracował, aby żyć, a kończy się na tym, że za tę płacę może on wprawdzie wyżyć, lecz życiem maszyny. Jego istnienie innej wartości nie posiada jak wartość jednej ze zwykłych sił wytwórczych i kapitalista odpowiednio do tego go traktuje.

To prawa o pracy-towarze, prawo o minimalnej płacy roboczej sprawdza się w miarę tego, jak przesłanka ekonomistów: wolny handel staje się aktualną prawdą. Jedno z dwóch przeto: albo trzeba zaprzeć się całej ekonomii politycznej, opartej na przesłance wolnego handlu, albo trzeba się z tym pogodzić, że przy wolnym handlu prawa ekonomiczne bić będą w robotników z całą swą surowością.

Streszczając się: w obecnym stanie społeczeństwa czymże jest

wolny handel? Wolnością kapitału. Zdejmcie zeń te nieliczne pęta narodowe, które mu jeszcze oto dzisiaj ruch krępują, a działalności jego zapewnicie tylko całkowitą wolność. Dopóki pozwolicie trwać dzisiejszemu stosunkowi pracy najemnej do kapitału, to choćby wymiana towarów odbywała się w warunkach jak najpomyślniejszych, będzie wciąż klasa, która wyzyskuje, i klasa, która jest wyzyskiwana. Trudno, doprawdy zrozumieć pretensję zwolenników wolnego handlu, którzy wyobrażają sobie, że zyskowniejszy użytek zrobiony z kapitału usunie antagonizm między kapitalistami przemysłowymi a pracownikami najemnymi. Będzie wprost przeciwnie: wyniknie z tego tylko jeszcze wyraźniejsze zarysowanie się przeciwieństwa tych dwóch klas.

Przypuśćcie na chwilę, że nie ma już ustaw zbożowych, że nie ma komory celnej ani opłat od towarów na rzecz gminy, że całkowicie znikły wreszcie wszystkie okoliczności poboczne, które robotnik mógł uważać za przyczyny swego nędznego stanu, a wraz z tym zerwiecie tyleż zasłon zakrywających przed nim jego prawdziwego wroga.

Zobaczy on wówczas, że kapitał wyzwolony nie mniej czyni go niewolnikiem niż kapitał przez cła skrępowany.

Panowie, nie dajcie sobie imponować temu abstrakcyjnemu słówku wolność. Czyja wolność? To słowo nie oznacza wolności poszczególnych osobników jednych wobec drugich. Oznacza ono wolność dla kapitału, by mógł swobodnie uciskać robotnika.

Po cóż to chcecie jeszcze sankcjonować wolną konkurencję przez tę ideę wolności, kiedy ta idea wolności jest tylko wytworem stanu rzeczy opierającego się na wolnej konkurencji?

Wykazaliśmy, czym to jest to braterstwo, które wolny handel wprowadza pomiędzy różnymi klasami tego samego narodu. Braterstwo, które by wolny handel zaprowadził pomiędzy różnymi narodami na ziemi, nie odznaczałoby się ani trochę większą braterskością. Dać miano braterstwa powszechnego wyzyskowi w jego postaci kosmopolitycznej — ta idea mogła się zrodzić tylko w łonie burżuazji. Wszystkie zjawiska destrukcyjne, które wolna konkurencja wywołuje wewnątrz jednego kraju, występują na rynku światowym w rozmiarach jeszcze potężniejszych. Nie mamy po co rozwodzić się dłużej nad sofizmatami, które wygłaszają na ten temat zwolennicy wolnego handlu, a które są tyleż warte co i argumenty naszych trzech laureatów, pp. Hope’a, Morse’a i Grega.

Powiadają nam na przykład, że wolny handel powoła do życia międzynarodowy podział pracy i wskaże przez to każdemu krajowi produkcję najbardziej odpowiadającą jego przyrodzonym właściwościom.

Myślicie, panowie, może, iż produkcja kawy i cukru jest naturalnym przeznaczeniem Indii zachodnich.

Przed dwoma wiekami przyroda, która o handel się nie troszczy, ani krzewom kawowym, ani trzcinie cukrowej rosnąć tam nie kazała. I nie przejdzie pół wieku, a może tam już nie znajdziecie ani kawy, ani cukru, bo Indie wschodnie produkując je taniej rozpoczęły już zwycięską walkę z owym rzekomo przyrodzonym przeznaczeniem Indii zachodnich.

A te Indie zachodnie ze swymi naturalnymi bogactwami są już dla Anglików takim samym ciężarem jak tkacze dakkijscy, których przeznaczeniem od niepamiętnych czasów również było tkactwo ręczne.

I jednej jeszcze rzeczy nie należy nigdy spuszczać z oczu, że, mianowicie, podobnie jak wszystko stało się monopolem, tak jest też za dni naszych kilka gałęzi przemysłu, które nad wszystkimi innymi panują i zapewniają ludom przeważnie je uprawiającym panowanie na rynku światowym. Tak na przykład bawełna w handlu międzynarodowym ma sama jedna daleko większe znaczenie niż wszelkie inne używane do fabrykacji odzieży surowce razem wzięte. I doprawdy śmieszne się to wydaje, gdy zwolennicy wolnego handlu wskazują na kilka innych specjalności w każdej gałęzi przemysłu, by rzucić je na szalę równowagi przeciwko produktom codziennego użytku wytwarzanym taniej w krajach posiadających dany przemysł najbardziej rozwinięty.

Że zwolennicy wolnego handlu nie mogą zrozumieć, w jaki sposób jeden kraj może się bogacić kosztem drugiego, temu nie mamy się co dziwić, gdyż ci sami panowie nie mogą też pojąć, jak wewnątrz kraju jedna klasa może się bogacić kosztem innej.

Nie sądźcie, panowie, jednak, abyśmy krytykując wolność handlu mieli zamiar bronić systemu ceł ochronnych.

Można zwalczać konstytucjonalizm nie będąc stronnikiem absolutyzmu.

Zresztą system ceł ochronnych jest to tylko środek do stworzenia w kraju wielkiego przemysłu, tj. do uzależnienia jego kraju od rynku światowego; a kiedy się zależy od rynku światowego, to mniej czy więcej, ale się już zależy od wolnego handlu. Prócz tego system ceł: ochronnych przyczynia się do rozwinięcia wewnątrz kraju wolnej konkurencji. Dlatego to w krajach, gdzie, jak np. w Niemczech, burżuazja zaczyna zdobywać sobie znaczenie jako klasa, widzimy, że czyni tam ona wielkie wysiłki, aby uzyskać cła ochronne. Są one dla niej orężem przeciwko feudalizmowi oraz rządom absolutnym, środkiem do skupiania swych sił i wprowadzenia w życie wolnego handlu wewnątrz kraju.

Na ogół jednak w naszych czasach system ceł ochronnych jest konserwatywny, podczas gdy system wolnego handlu działa rozkładowo. Rozsadza on dawne narodowości i do najwyższego stopnia zaostrza antagonizm między burżuazja a proletariatem. Słowem, system wolnego handlu przyśpiesza rewolucję socjalną. I tylko w tym sensie rewolucyjnym wypowiadam się, panowie, za, wolnym handlem.

______

Przypisy

1 Liga przeciwko cłom na zboże (zjednoczenie fabrykantów angielskich do walki o zniesienie praw zbożowych).— Red.

2 W pierwszym wydaniu stale pisano Gregg. — Red. 

3 Ćwierć franka. — Red.

4 W pierwszym wydaniu wydrukowano błędnie 1833. — Red.

Marks i Engels – Dwa przemówienie w sprawie polskiej

Wygłoszone 22 lutego 1848 r. w Brukseli podczas obchodu drugiej rocznicy powstania krakowskiego 1846 r. [1] Przemówienia wygłoszone po francusku przez Marksa i Engelsa dn. 22 lutego 1848 r. Po raz pierwszy opublikowane: w zbiorowej broszurze wraz z innymi przemówieniami wygłoszonymi na uroczystości dwulecia powstania Krakowskiego, Bruksela, marzec 1848r.

PRZEMÓWIENIE KAROLA MARKSA

Panowie, w historii zdarzają się zadziwiające analogie. Jakobin z roku 1793 stał się dziś komunistą. W 1793 r., kiedy Rosja, Austria i Prusy dokonały rozbioru Polski, te trzy mocarstwa wskazywały jako przyczynę na konstytucję 1791 roku, która na mocy wspólnego porozumienia została potępiona z powodu jej rzekomo jakobińskich zasad.

Cóż głosiła konstytucja polska z 1791 roku? Nic innego, tylko monarchię konstytucyjną: władza ustawodawcza w ręku reprezentantów kraju, wolność prasy, wolność sumienia, jawność sądów, zniesienie pańszczyzny itd. I to wszystko nazywano wtedy najczystszej wody jakobinizmem! Taka jest, jak Panowie widzą, droga historii. Jakobinizm owych czasów obecnie stał się, podobnie jak liberalizm, czymś w najwyższym stopniu umiarkowanym.

Trzy mocarstwa dotrzymały kroku historii. W 1846 r., kiedy to wcielając Kraków do Austrii unicestwiły ostatnie resztki państwowości polskiej, zaczęły nazywać komunizmem to, co dawniej nazywały jakobinizmem.

Czym więc był komunizm rewolucji krakowskiej? Czy była to rewolucja komunistyczna dlatego, że zmierzała do wskrzeszenia państwowości polskiej? Z taką samą racją można by powiedzieć, że wojna koalicji europejskiej z Napoleonem w imię ocalenia narodów była wojną komunistyczną, że Kongres Wiedeński składał się z koronowanych komunistów. A może rewolucja krakowska była rewolucją komunistyczną dlatego, że miała na celu stworzenie demokratycznego rządu? Nikt nie będzie imputował zakusów komunistycznych obywatelom milionerom z Berna czy Nowego Jorku.

Komunizm neguje konieczność istnienia klas. Pragnie on znieść wszelkie klasy, wszelkie różnice klasowe. Krakowscy zaś rewolucjoniści chcieli znieść tylko polityczne różnice między klasami; różnym klasom chcieli nadać równe prawa.

Pod jakim więc względem rewolucja krakowska była rewolucją komunistyczną?

Czy aby nie dlatego przypadkiem, że postawiła sobie za cel zerwanie pęt feudalnych, wyzwolenie własności pańszczyźnianej i przekształcenie jej we własność wolną, nowoczesną?

Gdyby zapytać francuskich posiadaczy: “Czy wiecie, czego chcą demokraci polscy? Polscy demokraci chcą u siebie zaprowadzić tę formę własności jaka istnieje u was” – to francuscy posiadacze odpowiedzieliby: “Polacy postępują bardzo słusznie”. Ale spróbujmy wraz z panem Guizot powiedzieć do francuskich posiadaczy: “Polacy chcą znieść własność, którą wyście zaprowadzili w rewolucji 1789 roku i która istnieje u was do dnia dzisiejszego”. “Co” – ryknęliby – “a więc są to rewolucjoniści, komuniści! Trzeba zdusić tych łotrów”. Zniesienie cechów, korporacji, zaprowadzenie wolnej konkurencji nazywają teraz w Szwecji komunizmem. “Journal des Débats” rozumuje jeszcze lepiej: znieść rentę, jaka dla dwustu tysięcy wyborców stanowi możność przekupstwa, to znaczy znieść źródło dochodów, zniszczyć nabytą własność, to znaczy być komunistą. Bez wątpienia, rewolucja krakowska również chciała znieść pewien rodzaj własności. Ale jaki? Ten, którego nie można byłoby znieść w pozostałej części Europy, podobnie jak nie można znieść Sonderbundu w Szwajcarii – bo ani jednego, ani drugiego już nie ma.

Nikt nie zaprzeczy, że w Polsce kwestie polityczne są związane ze społecznymi. Są one nierozłączne po wsze czasy.

Zresztą zapytajmy lepiej reakcjonistów! Czy w epoce liberalizmu walczyli oni jedynie z politycznym liberalizmem i z właściwym mu wolterianizmem?

Pewien bardzo znany pisarz reakcyjny otwarcie wyznał, że najsubtelniejsza metafizyka jakiegoś de Maistre’a lub de Bonalda sprowadza się w rezultacie do kwestii pieniędzy, a czyż wszelka kwestia pieniędzy nie jest kwestią społeczną? Ludzie Restauracji nie ukrywali wcale, że po to, aby przywrócić słuszną politykę, należy przywrócić godziwą własność, własność feudalną, własność moralną. Wszyscy wiedzą, że wierność monarchiczna nie może się obejść bez dziesięcin i pańszczyzny.

Cofnijmy się jeszcze bardziej wstecz. W 1789 r. polityczna kwestia praw człowieka mieściła w sobie społeczną kwestię wolnej konkurencji.

A co się dzieje w Anglii? Czy począwszy od billu o reformie (Reformbill) aż do zniesienia praw zbożowych, we wszystkich kwestiach partie polityczne tego kraju nie walczyły właśnie o zmianę w stosunkach majątkowych, o kwestie własności, o kwestie społeczne?

A tutaj, w Belgii, czyż walka liberalizmu z katolicyzmem nie jest walką kapitału przemysłowego z wielką własnością ziemską?

A czy te kwestie polityczne, które są przedmiotem dyskusji w ciągu siedemnastu lat, nie są w istocie kwestiami społecznymi?

Tak więc, bez względu na to, jakie będzie wasze stanowisko: liberalne, radykalne czy też nawet arystokratyczne, czy moglibyście wobec tego wszystkiego uczynić zarzut rewolucji krakowskiej, że łączyła kwestię społeczną z polityczną?

Ludzie, którzy stali na czele krakowskiego ruchu rewolucyjnego, byli głęboko przekonani, że jedynie demokratyczna Polska może być niepodległa i że demokracja polska jest niemożliwa bez zniesienia praw feudalnych, bez ruchu agrarnego, który by z chłopów pańszczyźnianych uczynił wolnych nowoczesnych właścicieli.

Postawcie na miejscu autokraty rosyjskiego arystokratów polskich, a dokonacie naturalizacji despotyzmu. Podobnież Niemcy w swej walce z cudzoziemcami zamienili jednego Napoleona na trzydziestu sześciu Metternichów.

Jeżeli nawet nad polskim dziedzicem nie będzie dziedzica rosyjskiego, chłop polski dalej będzie miał nad sobą dziedzica, co prawda wolnego, nie ujarzmionego. Ta zmiana polityczna nic a nic nie zmieni w stanowisku społecznym chłopa polskiego.

Rewolucja krakowska dała całej Europie piękny przykład, utożsamiając sprawę narodową ze sprawą demokracji i z wyzwoleniem klasy uciśnionej.

Jakkolwiek krwawe ręce najemnych morderców zdusiły chwilowo tę rewolucję, odradza się ona teraz i osiąga swój sławny triumf w Szwajcarii i we Włoszech. Znalazła potwierdzenie swoich zasad w Irlandii, gdzie wąsko-narodowa partia zeszła do grobu z O’Connellem i gdzie nowa partia narodowa jest przede wszystkim partią reform, partią demokratyczną.

Polska znowu podjęła inicjatywę, ale nie jest to już Polska feudalna, lecz Polska demokratyczna i od tej chwili wyzwolenie jej staje się kwestią honoru dla wszystkich demokratów europejskich.


PRZEMÓWIENIE FRYDERYKA ENGELSA

Panowie, powstanie, którego rocznicę obchodzimy w dniu dzisiejszym, nie udało się. Po kilku dniach bohaterskiego oporu Kraków został zdobyty i zakrwawione widmo Polski, które na chwilę ukazało się jej mordercom, wróciło do grobu.

Rewolucja krakowska zakończyła się klęską, bardzo smutną klęską. Złóżmy ostatni hołd poległym bohaterom i bolejąc nad ich niepowodzeniem wyraźmy sympatię 20 milionom Polaków, którym porażka ta przyniosła zacieśnienie kajdan.

Ale, panowie, czy to jest wszystko, co powinniśmy uczynić? Czy wystarczy uronić łzę nad mogiłą nieszczęśliwego kraju i zaprzysiąc nieprzejednaną, lecz dotychczas bezsilną nienawiść do jego ciemięzców?

Nie, panowie! Rocznica powstania krakowskiego nie jest tylko dniem żałoby, jest to dla nas, demokratów, dzień święta, ponieważ w samej klęsce zawarte jest zwycięstwo, zwycięstwo, którego owoce zachowały się dla nas, wówczas gdy wyniki klęski są jedynie chwilowe.

Jest to zwycięstwo młodej demokratycznej Polski nad Polską starą, arystokratyczną.

Tak jest, ostatnią walkę Polski z jej obcymi ciemięzcami poprzedziła ukryta, tajna, lecz zdecydowana walka w łonie samej Polski, walka Polaków uciskanych z Polakami-gnębicielami, walka demokracji z polską arystokracją.

Porównajmy rok 1830 z rokiem 1846, porównajmy Warszawę i Kraków. W 1830 r. klasa panująca w Polsce była o tyle egoistyczna, ograniczona i tchórzliwa w zgromadzeniu ustawodawczym, o ile ofiarna, pełna entuzjazmu i męstwa była na polu walki.

Czego chciała arystokracja polska w 1830 r.? Chciała obronić swoje prawa nabyte przed cesarzem. Ograniczyła powstanie do niewielkiego terytorium, które Kongres Wiedeński uznał za stosowne nazwać Królestwem Polskim; hamowała zapał, który ujawnił się w innych dzielnicach polskich; zachowała w nienaruszonej postaci niewolę, która chłopów sprowadza do poziomu bydła, zachowała poniżającą sytuację Żydów. Jeżeli podczas powstania arystokracja musiała uczynić pewne ustępstwa na rzecz ludu, uczyniła je dopiero wtedy, gdy już było za późno, gdy sprawa powstania była już przegrana (stracona – perdue).

Powiedzmy wyraźnie: powstanie 1830 r. nie było ani rewolucją narodową (nie objęło trzech czwartych terytorium Polski), ani też rewolucją polityczną czy socjalną; nie przyniosło żadnych zmian w wewnętrznej sytuacji ludu; była to rewolucja konserwatywna.

Ale wewnątrz tej konserwatywnej rewolucji, w samym rządzie narodowym znalazł się człowiek, który ostro atakował ciasne poglądy klasy panującej; człowiek ten zaproponował prawdziwie rewolucyjne metody, których śmiałości ulękli się arystokraci w Sejmie. Wzywając do broni całą dawną Polskę, przekształcając w ten sposób wojnę o niepodległość Polski w wojnę europejską, nadając prawa obywatelskie Żydom i chłopom, ostatnich zaś dopuszczając do udziału we własności ziemskiej, odradzając Polskę na zasadach demokracji i równości, człowiek ten chciał przekształcić walkę narodową w walkę o wolność, chciał utożsamić interesy wszystkich narodów z celami narodu polskiego. Czyż trzeba wymieniać owego genialnego człowieka, który jest autorem tak rozległego i zarazem tak prostego planu? Był to Lelewel.

W roku 1830 arystokratyczna większość (Sejmu – przyp. tłumacza) w swym egoistycznym zaślepieniu ustawicznie odrzucała te wnioski. Ale te same zasady, dojrzałe i rozwinięte dzięki doświadczeniom piętnastoletniej niewoli, zostały wypisane na sztandarze powstania krakowskiego.

Przecież w Krakowie nie było już ludzi, którzy mieliby wiele do stracenia, nie było arystokratów; w Krakowie wszystkie poczynania odznaczały się tą demokratyczną, powiedziałbym, niemal proletariacką odwagą, która nie ma nic do stracenia prócz nędzy i która ma do zdobycia całą ojczyznę, cały świat. Nie było tam wahań, nie było hamulców: atak przypuszczano od razu przeciw trzem mocarstwom, proklamowano wolność chłopów, reformę rolną, wyzwolenie obywatelskie Żydów, ani przez chwilę nie troszcząc się o to, że mogłoby to narazić na szwank te czy inne interesy arystokracji.

Rewolucja krakowska nie dążyła ani do wskrzeszenia dawnej Polski, ani do zachowania dawnych polskich form prawnych, które nie zostały zniszczone przez obce rządy. Rewolucja krakowska nie była ani reakcyjna, ani konserwatywna.

Przeciwnie, była bardziej wroga samej Polsce niż jej obcym ciemięzcom, wroga starej, barbarzyńskiej, feudalnej, arystokratycznej Polsce, opartej na niewoli większości narodu. Daleka od zamiaru wskrzeszenia tej dawnej Polski, rewolucja krakowska zmierzała do całkowitego jej zburzenia, by na jej gruzach z pomocą zupełnie nowej klasy, z pomocą większości narodu zbudować nową, nowoczesną, cywilizowaną, demokratyczną Polskę, godną wieku XIX, Polskę, która by istotnie była awangardą cywilizacji.

Różnica między 1830 i 1846 r.: kolosalny postęp, który nastąpił w wewnętrznych stosunkach nieszczęśliwej, okrwawionej, rozdartej Polski; całkowite odseparowanie się polskiej arystokracji od narodu polskiego i jej rzucenie się w objęcia gnębicieli ojczyzny; ostateczne pozyskanie narodu polskiego dla sprawy demokracji; wreszcie fakt, że w Polsce zaczęła się taka sama jak tu walka klasowa, sprężyna wszelkiego postępu społecznego – to na czym polega zwycięstwo demokracji, zawarte w rewolucji krakowskiej, oto jej wynik, który jeszcze przyniesie owoce, kiedy klęska powstańców zostanie pomszczona.

Tak jest, panowie, dzięki powstaniu krakowskiemu kwestia polska z kwestii narodowej, jaką była dotychczas, stała się sprawą wszystkich narodów; z przedmiotu sympatii, jakim była dla demokratów, stała się sprawą, w której powodzeniu są zainteresowani. Do 1846 r. obowiązkiem naszym była zemsta za zbrodnię; odtąd powinniśmy popierać sprzymierzeńców i będziemy to czynili.

___

[1] O tej uroczystości na cześć Polski “Deutsche Brüsseler Zeitung” zamieszcza w numerze 16 z dn. 24 II 1848 r. następującą notatkę:

“Uroczystość ku czci Rewolucji Krakowskiej odbyła się przy tłumnym udziale zebranych wieczorem 22 bm. w odświętnie oświetlonej, przyozdobionej flagami polskimi i belgijskimi sali “starego dworca” “Rue des Sours Noires”. Liczni mówcy: Lelewel, Karol Marks, F. Engels, Wallau, adwokat Lubliner w przemówieniach swych gorąco podkreślali czysto demokratyczny charakter Powstania Krakowskiego”.

Zamieszczone tu przemówienia Marksa i Engelsa wzięte są z broszury wydanej po tej uroczystości z inicjatywy Marksa, który też ponosił odpowiedzialność za koszty wydawnicze. Broszura ukazała się 15 marca. Przemówienia poprzedza w niej następująca nie podpisana uwaga, prawdopodobnie pióra Marksa lub Engelsa:

“W porozumieniu z demokratami polskimi Brukselskie Zrzeszenie Demokratyczne złożone z przedstawicieli różnych narodów obchodziło na publicznym zebraniu drugą rocznicę rewolucji polskiej z r. 1846. Sala była przepełniona ludźmi, którzy z oznakami żywej sympatii brali udział w tej uroczystości.

Żałujemy, że nie możemy zamieścić gorących przemówień wygłoszonych po flamandzku przez dwóch robotników, pana Katsa i pana Pelleringa. Pan Wallau, przewodniczący Związku

Robotników Niemieckich w Brukseli, sam robotnik, przemawiał po niemiecku. Przemówienie jego, zaimprowizowane i wygłoszone z wielką mocą, wykazało, że robotnicy niemieccy we wszystkich punktach podzielają uczucia swych braci francuskich i angielskich.

Przemówienia zamieszczamy w porządku, w jakim były wygłoszone”. – Red.

Engels – List do Marksa (23.10.1846)

 ok. 23 października 1846

Kochany M.!

Rzecz przeciw Kriegemu otrzymałem. Jest całkiem dobra. Wprawdzie Kriege — wobec tego, że sam to podpisałeś — zapisze nieprzychylny ton pierwszego dokumentu1 na mój osobisty rachunek, natomiast przed drugim się ukorzy, ale jest mi ta obojętne. Z osobistej urazy może mnie przed swymi amerykańskimi majsterkami odmalować jak najbardziej czarno, jeżeli mu to sprawia przyjemność.

Z listu do Komitetu dowiesz się, jak wziąłem tu górę wśród majsterków. Nie oszczędzałem ich, do diabła, zaatakowałem najgorsze ich przesądy, nawet ich samych jako nie-proletariuszy. Swoją drogą, Grun ładnie lał wodę na mój młyn…

… Sądzę, że dam sobie radę z tutejszymi majsterkami. Co prawda są oni okropnie ciemni i na skutek swej pozycji życiowej zupełnie nie przygotowani, konkurencji między nimi nie ma, płaca utrzymuje się ciągle na jednym i tym samym poziomie, powodem walki z majstrem nie jest płaca, tylko ,,pycha czeladnicza” itd. Na krawców wywierają teraz rewolucjonizujący wpływ sklepy z gotową konfekcją. Gdybyż to tylko nie było takie nędzne rzemiosło.

Grun narobił paskudnych szkód. Wszystko, co określone, przemienił on u tych chłopów w czyste mrzonki, ogólnoludzkie dążenia itd. Pod pozorem ataku na weitlingowski i wszelki inny doktrynerski komunizm, napchał im głowy mglistymi, beletrystycznymi i drobnomieszczańskimi frazesami, a wszystko inne przedstawiał jako doktrynerstwo. Nawet stolarze, którzy nigdy nie byli weitlingowcami — z wyjątkiem może kilku — czują zabobonny, upiorny strach przed ,,komunizmem kotła”2 i przystają raczej — tak było przynajmniej przed przeforsowaniem uchwały — na największe bzdury, na plany pokojowego uszczęśliwiania itd. niż na ten ,,komunizm kotła”.

Panuje tu bezgraniczny zamęt. — Do Harneya wysłałem w tych dniach list z łagodnym atakiem na pokojowość Fraternal Democrats3. poza tym napisałem mu, żeby utrzymywał z Wami korespondencję.

Twój E.

_______

Przypisy

1 Mowa tu o napisanym przez Marksa i Engelsa ,,Manifeście przeciw Kriegemu”. W manifeście tym, który Brukselski Komitet Korespondencyjny rozesłał wszystkim komunistycznym komitetom korespondencyjnym, zdemaskowany został charakter poglądów Kriegego, przedstawiciela ,,prawdziwego socjalizmu”, redaktora nowojorskiej gazety ,,Volkstribun”.

Kriege usiłował zastąpić walkę klasową proletariatu sentymentalnymi kazaniami o miłości, sprawiedliwości itd. — Red.

2 W oryg. — ,,Loffelkommunismus”. — Red. przekł. Polsk.

Fraternal Democrats — Braterscy Demokraci — organizacja, która istniała w Londynie w latach 1845—53; do organizacji tej należeli przedstawiciele radykalnego skrzydła czartystów oraz rewolucyjni emigranci z krajów europejskich. — Red.

Lenin – DO OBYWATELI ROSJI!

DO OBYWATELI ROSJI!

Rząd Tymczasowy został obalony. Władza państwowa przeszła w ręce organu Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich – Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego, który stoi na czele piotrogrodzkiego proletariatu i garnizonu.

Sprawa, o którą walczył lud: niezwłoczne zaproponowanie demokratycznego pokoju, zniesienie obszarniczej własności ziemi, kontrolą robotnicza nad produkcją, utworzenie Rządu Radzieckiego – ta sprawa jest zapewniona.

Niech żyje rewolucja robotników, żołnierzy i chłopów!

Komitet Wojskowo-Rewolucyjny przy Piotrogrodzkiej Radzie Delegatów Robotniczych i Żołnierskich

25 października 1917 r. godz. 10 rano.

Powyższa ulotka, napisana przez Włodzimierza Iljicza Lenina, została natychmiast rozklejona na murach Piotrogrodu. Po południu 25 października (7 listopada) 1917 r. ukazała się też w gazecie “Raboczij i Sołdat” ("Robotnik i Żołnierz") nr 8.

Lenin – O haśle Stanów Zjednoczonych Europy

O haśle Stanów Zjednoczonych Europy

sierpień 1915
Wydrukowano: 23 sierpnia 1915, gazeta “Socyał-Diemokrat” nr 44
Włodzimierz Lenin, Dzieła Wszystkie, tom 26

W numerze 40 gazety “Socyał-Diemokrat” poinformowaliśmy, że konferencja sekcji zagranicznych naszej partii postanowiła odłożyć kwestię hasła “Stanów Zjednoczonych Europy” do czasu omówienia na łamach prasy strony ekonomicznej tej sprawy174a.

Dyskusja w tej kwestii przybrała na naszej konferencji charakter jednostronnie polityczny. Częściowo było to wywołane, być może, wyraźnym sformułowaniem w manifeście Komitetu Centralnego powyższego hasła jako hasła politycznego (“najbliższym hasłem politycznym…” –głosi manifest), przy czym nie tylko wysunięto hasło republikańskich Stanów Zjednoczonych Europy, lecz również specjalnie podkreślono, że “bez rewolucyjnego obalenia monarchii niemieckiej, austriackiej i rosyjskiej” hasło to jest bezsensowne i kłamliwe.

Jest całkowicie niesłusznie występować przeciwko takiemu ujęciu sprawy w granicachpolitycznej oceny danego hasła, na przykład z tego punktu widzenia, że przesłania ono lub osłabia itp. hasło rewolucji socjalistycznej. W żadnym razie, nigdy, w żadnych okolicznościach polityczne przeobrażenia w kierunku rzeczywiście demokratycznym, a tym bardziej rewolucje polityczne, nie mogą ani przesłonić, ani osłabić hasła rewolucji socjalistycznej. Przeciwnie, zawsze ją przybliżają, rozszerzają jej bazę, wciągają do walki o socjalizm nowe warstwy drobnomieszczaństwa i półproletariackich mas. Z drugiej zaś strony rewolucje polityczne są nieuniknione w toku rewolucji socjalistycznej, której nie można traktować jako jednego aktu, lecz należy traktować jako epokę burzliwych wstrząsów politycznych i ekonomicznych, najbardziej zaostrzonej walki klasowej, wojny domowej, rewolucyj i kontrrewolucyj.

Ale jeśli hasłu republikańskich Stanów Zjednoczonych Europy, przy powiązaniu go z rewolucyjnym obaleniem trzech najbardziej reakcyjnych monarchii Europy, z rosyjską na czele, nie można nic zarzucić jako hasłu politycznemu, to pozostaje jeszcze niezmiernie ważne zagadnienie ekonomicznej treści i znaczenia tego hasła. Z punktu widzenia ekonomicznych warunków imperializmu, tj. wywozu kapitału i podziału świata przez “przodujące” i “cywilizowane” mocarstwa kolonialne, Stany Zjednoczone Europy są w kapitalizmie albo niemożliwe, albo reakcyjne.

Kapitał stał się międzynarodowy i monopolistyczny. Świat jest podzielony między garstkę wielkich mocarstw, tzn. mocarstw odnoszących sukcesy w wielkiej grabieży i ucisku narodów. Cztery wielkie mocarstwa Europy: Anglia, Francja, Rosja i Niemcy, liczące 250-300 milionów mieszkańców, o powierzchni około 7 mln kilometrów kw., posiadają kolonie zamieszkałe przez prawie pół miliarda ludzi (494,5 mln), o powierzchni 64,6 mln km kw., tj. prawie połowę kuli ziemskiej (133 mln km kw. bez obszarów podbiegunowych). Dodajcie do tego trzy państwa azjatyckie: Chiny, Turcję i Persję, które obecnie są rozszarpywane na części przez rozbójników prowadzących wojnę “wyzwoleńczą”, a mianowicie przez Japonię, Rosję, Anglię i Francję. Te trzy państwa azjatyckie, które można nazwać półkoloniami (faktycznie są one obecnie w 9/10 koloniami), mają 360 mln mieszkańców i 14,5 mln km kw. powierzchni (tj. prawie 1 1/2 raza więcej niż powierzchnia całej Europy).

Dalej, Anglia, Francja i Niemcy ulokowały za granicą kapitał wynoszący co najmniej 70 miliardów rubli. Do tego, by wpływał od tej przyjemnej sumy “uprawniony” dochodzik – dochodzik w wysokości przeszło 3 miliardów rubli rocznie – służą narodowe komitety milionerów, zwane rządami, zaopatrzone w wojsko i flotę wojenną, “lokujące” w koloniach i półkoloniach synków i braciszków “pana miliarda” w charakterze wicekrólów, konsulów, ambasadorów, wszelkiego rodzaju urzędników, klechów i innych pijawek.

W taki oto sposób zorganizowana jest w epoce najwyższego rozwoju kapitalizmu grabież blisko miliarda ludzi na kuli ziemskiej przez garstkę wielkich mocarstw. Inna organizacja jest w kapitalizmie niemożliwa. Wyrzec się kolonii, “sfer wpływów”, wywozu kapitału? Kto tak myśli, ten zniża się do poziomu księżulka, który co niedziela prawi bogaczom kazanie na temat wzniosłości chrześcijaństwa i radzi darować biedakom… no, jeśli nie kilka miliardów, to przynajmniej kilkaset rubli rocznie.

Stany Zjednoczone Europy w kapitalizmie równają się porozumieniu w sprawie podziału kolonii. Ale w kapitalizmie niemożliwa jest inna podstawa, inna zasada podziału oprócz siły. Miliarder nie może dzielić z nikim “dochodu narodowego” kraju kapitalistycznego inaczej niż proporcjonalnie “do kapitału” (a przy tym z dodatkiem, żeby większy kapitał otrzymał więcej, niż mu się należy). Kapitalizm to prywatna własność środków produkcji i anarchia w produkcji. Głoszenie “sprawiedliwego” podziału dochodu na takiej podstawie to proudhonizm, to tępota mieszczucha i filistra. Nie można dzielić inaczej niż “według siły”. Siła zaś zmienia się w toku rozwoju ekonomicznego. Po 1871 roku Niemcy umocniły się 3-4 razy szybciej niż Anglia i Francja, Japonia 10 razy szybciej niż Rosja. Nie ma i nie może być innego środka sprawdzenia rzeczywistej siły państwa kapitalistycznego prócz wojny. Wojna nie jest sprzeczna z podstawami własności prywatnej, lecz stanowi bezpośrednie i nieuniknione rozwinięcie tych podstaw. W kapitalizmie niemożliwe jest równomierne narastanie rozwoju ekonomicznego poszczególnych działów gospodarki i poszczególnych państw. W kapitalizmie nie są możliwe inne środki przywrócenia, co pewien czas, zakłócanej równowagi niż kryzysy w przemyśle, wojny w polityce.

Możliwe są oczywiście chwilowe porozumienia między kapitalistami i między mocarstwami. W tym sensie możliwe są również Stany Zjednoczone Europy jako porozumienie kapitalistów europejskich… co do czego? Tylko co do tego, w jaki sposób wspólnie dławić socjalizm w Europie, wspólnie bronić zagrabionych kolonii przeciwko Japonii i Ameryce, które są niezmiernie pokrzywdzone przez obecny podział kolonii i które umocniły się w ciągu ostatniego półwiecza bez porównania szybciej niż zacofana, monarchistyczna, zaczynająca gnić ze starości Europa. W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej Europa jako całość przedstawia obraz zastoju ekonomicznego. Na obecnej podstawie ekonomicznej, tj. w kapitalizmie, Stany Zjednoczone Europy byłyby organizacją reakcji w celu powstrzymania szybszego rozwoju Ameryki. Bezpowrotnie minęły te czasy, kiedy sprawa demokracji i sprawa socjalizmu były związane jedynie z Europą.

Stany Zjednoczone Świata (a nie Europy) są tą państwową formą zjednoczenia i wolności narodów, którą wiążemy z socjalizmem – dopóki całkowite zwycięstwo komunizmu nie doprowadzi do ostatecznego zaniku wszelkiego, a więc również demokratycznego państwa. Jest jednak wątpliwe, czy hasło Stanów Zjednoczonych Świata byłoby słuszne jako hasło samodzielne, po pierwsze, dlatego, że równa się ono socjalizmowi; po drugie, dlatego, że mogłoby spowodować błędne komentarze na temat niemożliwości zwycięstwa socjalizmu w jednym kraju i stosunku takiego kraju do pozostałych.

Nierównomierność rozwoju ekonomicznego i politycznego jest bezwzględnym prawem kapitalizmu. Wynika stąd, że możliwe jest zwycięstwo socjalizmu początkowo w niewielu lub nawet w jednym, z osobna wziętym, kraju kapitalistycznym. Zwycięski proletariat tego kraju, po wywłaszczeniu kapitalistów i zorganizowaniu u siebie produkcji socjalistycznej, stanąłby przeciwpozostałemu, kapitalistycznemu światu, pozyskując sobie klasy uciskane innych krajów, wzniecając w nich powstanie przeciwko kapitalistom, występując w razie konieczności nawet siłą zbrojną przeciwko klasom wyzyskującym i ich państwom. Polityczną formą społeczeństwa, w którym zwycięża proletariat obalając burżuazję, będzie republika demokratyczna centralizująca coraz bardziej siły proletariatu danego narodu czy danych narodów w walce przeciwko państwom, które jeszcze nie przeszły do socjalizmu. Niemożliwe jest zniesienie klas bez dyktatury klasy uciskanej, proletariatu. Niemożliwe jest swobodne zjednoczenie narodów w socjalizmie bez mniej lub bardziej długotrwałej, uporczywej walki republik socjalistycznych z państwami zacofanymi.

Oto z jakich racji, w wyniku wielokrotnego przedyskutowania sprawy na konferencji zagranicznych sekcji SDPRR oraz po konferencji redakcja OC doszła do wniosku, że hasło Stanów Zjednoczonych Europy jest niesłuszne.

174a Patrz niniejszy tom, s. 155 . – Red.

Bierut – do N.I. Gusarowa

Bierut do N.I. Gusarowa

Z okazji 10-lecia zjednoczenia ziem białoruskich przesyłamy Wam serdeczne gratulacje i życzenia dalszego rozkwitu dla bratniej Białoruskiej Radzieckiej Republiki Socjalistycznej. 

Zjednoczenie narodu białoruskiego, czyniąc zadość sprawiedliwości dziejowej położyło kres wielowiekowemu uciskowi mas bialoruskich i otworzyło nową erę w stosunkach pomiędzy narodem polskim i białoruskim, erę sczerej braterskiej przyjaźni, scementowanej wspólną walką z hitlerowskim najeźdźcą.

Ożywieni tymi samymi braterskimi uczuczami i ideami marksizmu-leninizmu będziemy nadal pogłebiać i rozwijać przyjaźń polsko-białoruską jako ważny w dzieło socjalizmu i pokoju, którego broni nieugięcie potężny Związek Radziecki z wielkim Stalinem na czele.

Przewodniczący KC PZPR,

Bolesław Bierut. 30.10.49