Marchlewski – List 3

Monachium, 20.X.1904

W-ny Władysław Orkan

Blonay sur Vevey

Szanowny, Drogi Panie!

W tej chwili otrzymałem rękopis i list. Dzięki serdeczne. Czy te powiastki będą drukowane w jakim piśmie polskim, czy też wejdą w skład jakiego zbiorku? Kiedy się ukażą? Muszę o tym wiedzieć, abym mógł postąpić odpowiednio z ochroną. Jeżeli bowiem ukażą się nie zaraz, to wydam tomik zaznaczywszy, że te nowele są „tłomaczone z nieogłoszonego rękopisu”. 

Co do „Roztoki”. Chętnie bym się zabrał do tego, ale jakoś tłomacza godnego nie mam, Jak tam o zwyczajną prozę, to są, ale Wasze poematy to sprawa nielada. Mamy jednego tłomacza tęgiego, to ten się zląkł, natomiast ofiarują mi się tłomaczyć różne gamonie (im mniej która szelma potrafi, tym bardziej się porywa). Ale może temu poradzimy: Jesteście w Blonay pono w tej samej gospodzie, gdzie był latem dr. Jonasz Fraenkel; ja tego pana od 3 miesięcy szukam, znaleźć nie mogę. Może tam mają jego adres; wnetki by się tą sprawę załatwiło, bo ten to potrafi, samego by Słowackiego przetłomaczył. Postarajcie mi się z łaski swojej jeno o adres, to już ja go uproszę.

Oj bieda mi z tłomaczeniami. Pozwolił Żeromski jakiej potworze z Brodów tłomaczyć „Popioły”, ten najcudniejszy poemat, a ja musiałem potem już zgodzić się na to i nabyć jej przekład. Cóż się okazało? Nie umie ta paskuda po polsku, więc przekręca; nie ma pogańska dusza pojęcia o niczem, – ani na wsi to nie był nigdy, ani w górach, ani historyi się nie uczyło, ani żadnej rzeczy; ale nie umie też beskurcya jedna po niemiecku, pisze stylem – no stylem z Brodów. Cudaczne to tam bywają rzeczy „Belki modrzewiowe” n.p. przetłomaczyła „Wachholderholz” – z jałowca se belki wystrugała sztuką czarowniczą. Autor powiada, że „wzięli działo”, a u niej wyszło, że – pocisk (Geschoss zamiast Geschütz); autor powiada „mąż stanu”, a ona zrobiła „home du monde”; no słowem cacane bzdurstwa. Siedzę tedy i klnę, a klnę jak fornal, przerabiając trzy tomy tłomaczenia, a rękopis to wygląda jak szlachtuz zajuszony, bo czerwonym atramentem po nim tak mażę. Musiałem się uskarżyć, bo już mi ciężko strasznie z tym gałgaństwem.

„Herkules” śliczności jest. Więc jak tylko się przetłomaczy, postaram się umieścić w jakim godnem piśmie. Co do dramatu: jeżeli będzie mowa wiązana, utrudni to przekład znacznie, ale i temu się podoła, Tylko, proszę, nie zaniechajcie sprawy i nie zwłóczcie nadto, żeby tłomacz miał czasu dosyć i mógł się przyłożyć należycie.

Tomik liczę, ukaże się w marcu.

Jakże Wam, Kochany Panie, Szwajcaria służy? W głowę zachodzę, jakim to szlakiem ciągnęliście, żeście nie zawadzili o Monachium. Liczę, że spowrotem tędy machniecie. A na lato to już liczę mocarne rzeczy będziemy razem czynić. Kalkuluję: Lodowy, Łomnica a Kozie Wierchy; pozatem ze dwie niedziele włóczęgi po górach a dolinach. Do Liptowa mi trza, psy kupować i jeszcze się tam co znajdzie.

Serdeczny uścisk dłoni

J.M.